Dzień równie słoneczny i upalny jak wczoraj jednak nie zniechęciło mnie to, aby udać się na wyprawę :)
Pojechałem na południowy wschód, w pewnym momencie gdzieś w Tyczynie skręciłem w lewo, a dalej to już nie wiem, bo jakoś nie bardzo się nadawałem do nawigacji tego dnia :P więc sobie jechałem przed siebie mając w głowie to co kiedyś odkryłem tzn. że wszystkie drogi w okolicach Rzeszowa i tak prowadzą do niego :) to prawda!
Po drodze spotkałem rwącą rzekę oczywiście nie mogłem się oanować żęby tam nie wejść, nie pszekodziły mi nawet ogromne pokrzywy na bardzo stromym niemal pionowym zejściu do brzegu rzeki :)
Po ok 30 km od startu trafiłem na tak ogromną górę, że nie byłem wstanie na nią wjechać, dlatego musiałem iść ;/
Na szczycie skończyło mi się picie, a w okolicy nie było żadnych oznak sklepu, więc wsiadłem i pojechhałem dalej przed siebie z wielkim pragnieniem :D
Jak się okazało to nie był szczyt góry tylko dopiero jej płaska połowa :D
Znów musiałem zejść z rowera i wdrapywać się wyżej i wyżej.
Niestety już tak brakowało mi mocy, że wypiłbym chyba wszystko :P
Porozglądałem się i dalej lipa, dalej 0 budynków, ale na szczęście nieopodal dostrzegłem plantację malin i czarnej porzeczki :D :D czym prędzej tam się udałem i rozpocząłęm konsumpcję :)
Maliny w dużym stopniuu nie były dojrzałe, ale się trafiały takie czerwone "słodziaki" :P jak się najadłem malinami to zacząłęm zjadać czarne porzeczki :D
Akcja z owocami doskonale zaspokoiła moje pragnienie aż do Rzeszowa, gdzie jakoś trafiłem :D
Tym razem nie zapomniałem aparatu i cyknąłem kilka fotek, są poniżej, miłego oglądania :) jutro następna wyprawa :D
Autoportret :D
gdzieś w Tyczynie
rwąca rzeka nie wiem gdzie :P
z kamyka na kamyk ... chyba taka piosenka była :) nie mogłem się opanować żeby tam nie wejść :D
utopiony patyk woła poooomooocyyyy!!! :P
domki i cieniodajny dąb :D
pszenica
pszenżyto
Rower a za nim "przepaść" było tak stromo że bez pedałowania rozpędziłem się do 65 km/h